Oba owoce są bardzo podobne – są to małe, czerwone kuleczki. Zarówno żurawina, jak i borówka brusznica wyróżniają się mocno kwaśnym smakiem. Jednak owoce żurawiny są znacznie większe od borówki brusznicy i nierównomiernie pokryte kolorem. Ich średnica – w wersji wielkoowocowej – to ok. 1 cm. Borówka brusznica ma zaś
3 łyżki mleka w proszku. Dodatkowo: kakao lub ulubiona czekolada roztopiona w kąpieli wodnej, do obtoczenia. 2 łyżki masła roztopić na patelni. Wsypać połowę płatków owsianych i cały czas mieszając uprażyć, do złocistego koloru. Tuż przed końcem prażenia dodać migdały, tak by one też zdążyły się zarumienić.
Informacje o Gałązka 3 szt GŁÓG KULECZKI czerwone Jarzębina - 12822531328 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2023-01-04 - cena 6,59 zł
Będąc na spacerze w lesie, często zastanawiamy się co oznaczają poszczególne oznaczenia na drzewach. Kropki, kreski, krzyżyki w różnych kolorach - jakie mają znaczenie?
GAŁĄZKA CZERWONE KULECZKI ZWIS OŚNIEŻONA SZTUCZNA (Jarzębina zwis) ☝ taniej na Allegro • Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 12879867297
Kup Czerwone Dodatki w Wyposażenie Domu i Ogrodu - Najwięcej ofert w jednym miejscu. Produkt: Gałązka dekoracyjna jarzębina kuleczki DODATEK. dostawa we
. Czerwone owoce na krzewach to wyjątkowa dekoracja Krzewy z czerwonymi owocami wyróżniają się wśród innych. Zazwyczaj owoce dojrzewają pod koniec lata lub jesienią. Efektownie wyglądają w zestawieniu z przebarwiającymi się na różne kolory liśćmi. Jednocześnie stanowią pokarm dla ptaków, a w wielu przypadkach także dla człowieka. Krzewy z czerwonymi owocami mają w ogrodzie uniwersalne zastosowanie – od dekoracji elementów małej architektury, ozdoby rabat mieszanych po żywopłoty. Wszystko zależy od wymagań i cech konkretnego gatunku lub odmiany. Wiele krzewów to rośliny jadalne chętnie wykorzystywane przez człowieka. Do tej grupy zalicza się dzika róża, berberys, ognik szkarłatny i kalina koralowa. Rośliny trujące to natomiast cis pospolity (jadalna osnówka zawiera silnie trujące nasiona) i ostrokrzew. Poznaj najpopularniejsze krzewy, które rodzą czerwone owoce. >> Poznaj też najpopularniejsze rośliny ogrodowe kwitnące na czerwono Autor: GettyImages Z owoców dzikiej róży można przygotowac smaczne i zdrowe przetwory Krzewy z czerwonymi owocami jadalnymi Dziką różę (łac. Rosa canina) z powodzeniem można uznać za królową naturalistycznych ogrodów. Krzewy osiągają 2-3 m wysokości, są ozdobne z liści, kwiatów i owoców. Kwitną najczęściej w czerwcu, owoce zawiązują pod koniec lata. Zbiory owoców można przeprowadzać we wrześniu, najlepiej jednak poczekać do pierwszych przymrozków, wtedy są bardziej wartościowe i mają lepszy smak (dotyczy to również wielu innych gatunków). Owoce dzikiej róży są chętnie wykorzystywane na przetwory, chociaż ich obróbka jest pracochłonna. Są bardzo pożywne, dawniej służyły człowiekowi jako podstawowy pokarm. Jednocześnie dzika róża to gatunek, który pozwala ptakom przetrwać trudy zimy. W ogrodzie można go wykorzystać jako soliter posadzony na trawniku, stworzyć wielogatunkową krzewiasto-drzewiastą kompozycję lub luźny żywopłot. Autor: GettyImages Berberys zwyczajny rodzi czerwone owoce Berberys zwyczajny (Berberis vulgaris) (i inne) jest bardziej znany jako roślina ozdobna a w mniejszym stopniu wykorzystywany jako roślina jadalna. Osiąga 1-2 m wysokości. Jest ozdobny z liści i owoców. Owoce są drobne, jajowate. Zbiera się je w sierpniu i we wrześniu, jeszcze przed całkowitym dojrzeniem. Są bardzo kwaśne. Wykorzystuje się je na przetwory, i rzadziej jako przyprawę. W ogrodzie uchodzi za pozycję wręcz „obowiązkową”. Tworzy gęste ściany żywopłotowe. Efektownie prezentuje się na tle iglaków. Autor: GettyImages Owoce kaliny koralowej Kalina koralowa (Viburnum opulus) bywa opisywana zarówno jako roślina jadalna, jak i trująca. I rację mają „obie strony”. Surowy owoc jest trujący (dlatego trzeba rozważyć uprawę w ogrodzie, gdzie przebywają małe dzieci). Po odpowiedniej obróbce (mrożenie, wygotowanie) toksyczne substancje ulegają rozkładowi i owoc nadaje się na przetwory. Drobne owoce zbiera się od sierpnia do października. Krzew jest uniwersalną dekoracją ogrodów, może służyć nawet do ozdoby okolicy oczek wodnych. Owoce są przysmakiem różnych gatunków ptaków, w tym drozdów, słowików i rudzików. Ognik szkarłatny (Pyracantha coccinea) to efektowny krzew ozdobny z owoców wykorzystywany na żywopłoty. W zależności od odmiany owoce mają różny odcień żółtego, pomarańczowego i czerwonego (np. 'Red Column'). Dojrzewają we wrześniu. W Polsce ognik jako roślina jadalna jest mało znana. Autor: GettyImages Owoce cisa pospolitego są trujące dla ludzi Krzewy z czerwonymi owocami trujące – niebezpieczeństwo dla dzieci Cis pospolity (Taxus baccata) wytwarza efektowne czerwonawe nibyjagody, które mogą spotkać się z zainteresowaniem dzieci. Cała roślina jest silnie trująca. Wyjątkiem jest osnówka, którą wykorzystuje się do produkcji nalewek. Niestety zawiera w środku toksyczne nasiona, które należy usuwać. Dlatego owocujące cisy traktuje się jako potencjalne niebezpieczeństwo dla dzieci. Cis rośnie jako wysoki krzew lub niskie drzewo. Dużo zależy od specyfiki odmiany i warunków. To jedna z najlepszych propozycji na żywopłot w miejscu cienistym. W ogrodzie dla dzieci można zdecydować się na odmiany nie zawiązujące owoców. Autor: GettyImages Owoce derenia jadalnego Ostrokrzew kolczasty (Ilex aquifolium) to dobra propozycja do zazielenienia miejsc zacienionych. Krzew osiąga do 6m wysokości, jest ozdobny z kolczastych, zimozielonych liści, drobnych białych kwiatów i okrągłych pestkowców utrzymujących się przez całą zimę. Owoce są dla człowieka trujące, jadalne dla ptaków. Korzystają z nich jemiołuszki. Ostrokrzewy: krzewy o dekoracyjnych liściach i owocach. Gatunki ostrokrzewu polecane do ogrodu >>> Wśród krzewów o czerwonych lub czerwonawych owocach, które uprawia się w Polsce znajdziesz także: chruścinę jagodną (Arbutus unedo), dereń jadalny (Cornus mas) - odmiany krzewiaste, np. 'Aurea', głogi (Crataegus), głożynę pospolitą (Ziziphus jujuba), idesję wielowocowa (Idesia polycarpa), kolcowój chiński (Lycium chinense), oliwnik baldaszkowy (Elaeagnus umbellata) Czy rozpoznasz te ozdobne krzewy? Pytanie 1 z 9 Jaki to krzew? Pielęgnacja ogrodu - przycinanie krzewów ozdobnych
Scenariusz zajęciaGrupa: 6 – latkiOpracowała: Jowita DymitrowTemat zajęcia: Czym nas poczęstuje lato?Cele:- rozumie, że musi dostosować się do wymagań nauczyciela i wykonywać polecenia i zadania wspólnie z innymi- wyodrębnia głoski w wyrazie - przestrzega umów zawartych w grupie przedszkolnej - układa zdania rozwinięte - dodaje- doskonalenie umiejętności budowania zdań poprawnych pod względem gramatycznym- rozwijanie myślenia logicznego poprzez rozwiązywanie zagadekMetody:- aktywizujące: gwiazda, graffitiFormy:- indywidualna- grupowa- zbiorowaŚrodki dydaktyczne: koperty z pociętymi obrazkami przedstawiającymi owoce (jagody, poziomi, truskawki, maliny), ilustracje przedstawiające owoce, kartoniki z wyrazami do czytania globalnego, ilustracja przedstawiająca las i ogród, emblematy owoców, plansze z konturowymi rysunkami owoców, kredki, płyta zajęć:1. Powitanie dzieci piosenką 2. Dzieci zostają podzielone na grupy. Każdy zespół otrzymuje kopertę z pociętymi na części obrazkiem przedstawiającym owoce na krzaczkach: poziomki, truskawki, jagody, maliny. Dzieci układają i nazywają Nauczyciel przypina na tablicy pod ilustracjami przedstawiającymi las i ogród obrazki przedstawiające owoce. Mówi tekst zagadki, których rozwiązaniem są nazwy owoców na obrazkach:Czarne usta, czarne brody, gdy w dzbanuszku są... (jagody)Pachnące, czerwone,słonkiem malowane,przyniosę ich z lasupełny po brzeg dzbanek (maliny)Na skraju lasu śpią małe kuleczki,wychylają do słonka swe gdy je słonko swe zaczerwieni,pozornie chowają się w zieleni. (poziomki)W ogrodzie, wśród zielonej trawki,rosną na krzaczkach pyszne... (truskawki)Po wysłuchaniu zagadki zespoły dzieci pod owocami przyczepiają kartonik do czytania globalnego i dzielą wyraz na głoski. Następnie dzieci odpowiadają na pytania:- jakie letnie owoce znajdziemy w lesie? (jagody, poziomki, maliny)- jakie owoce rosną latem w ogrodzie? (truskawki, poziomki, maliny)- jakie takie same owoce mogą rosnąć w lesie i w ogrodzie?Następnie dzieci liczą ile owoców takich samych rośnie w lesie, a ile w ogrodzie oraz ile razem rośnie tych Dzieci otrzymują części ramion gwiazdy, ich zadaniem jest za pomocą symboli graficznych odpowiedzieć na pytanie: co można zrobić z owoców?5. Zabawa ruchowa „Koszyczki”. Na podłodze rozłożone są emblematy owoców przedstawiające letnie owoce. Dzieci poruszają się po sali w rytmie piosenki „Rozmowa z latem”. Na przerwę w muzyce każde dziecko podnosi z podłogi 1 emblemat. Dzieci z jednakowymi owocami tworzą kółeczko (koszyczki). 6. Graffiti: każdy zespół układa zdanie ze słowami wylosowanymi z koszyczka – „w lesie”, „latem”, „w ogrodzie”, „lubię”7. Każdy zespół otrzymuje planszę z konturowymi rysunkami owoców i kolorują Zakończenie. Dzieci próbują ocenić swoje zachowanie.
Nie za bardzo wiem, od czego zacząć, choć specjalnie przeczytałem kilkadziesiąt takich historii. Z tego, co się zorientowałem w temacie, w mojej sytuacji nawet najbujniejsze, wygładzone kłamstwo nie zapewni mi tego, co sama szorstka prawda. Daruję sobie wmawianie w was, że to wszystko prawda, daruję sobie też wszystkie ozdobniki, jakie mogłyby zasugerować wam, że kłamię. To, co przeczytacie jest zapisem moich własnych słów, nagranych specjalnie po to, by je spisać. Starałem się ująć to wszystko tak, byście czytając dotrwali do końca tego tekstu. Zależy mi na tym. Czemu? Bo gdy skończycie czytać, staniemy się sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie. Mam czterdzieści pięć lat, ale geneza tego wszystkiego ukrywa się w czeluściach przeszłości. W roku 1973, gdy miałem siedem wiosen. PRL trzymał się jeszcze całkiem nieźle, ludzie dopiero dojrzewali do buntu przeciwko władzy… Ale nas to nie obchodziło. Ja i moi koledzy z podwórka byliśmy zgraną paczką. Trzy piaskownice, metalowa huśtawka, wyasfaltowany placyk służący nam za boisko (to nawet zabawne, graliśmy akurat tam, gdzie było najbardziej nierówno i najłatwiej było sobie zedrzeć kolana, ale jaką mieliśmy z tego uciechę!) i obowiązkowy trzepak – to wszystko wystarczyło nam w zupełności. To było nasze królestwo, w którym byliśmy rycerzami, miasto, którego broniliśmy jako milicjanci i preria, po której galopowaliśmy jak postaci z bonanzy. Tak jak dziś, tak i wtedy co jakiś czas panowały „bziki” na różnego rodzaju zabawki i gadżety, wtedy jeszcze często „importowane” przez krewnych z NRD lub po prostu z Pewexu. Raz były to klocki, innym razem resoraki (w sklepach nazywano je Matchbox, ale myśmy wiedzieli swoje). Jeszcze niedawno dzieci podobnie wariowały na punkcie „kapsli” z chipsów, pistoletów na plastikowe kulki czy naklejek z piłkarzami. Owego pamiętnego lata 1973 ojciec Marka Kowalesiuka przywiózł „z kontraktu” duży worek szklanych kulek. Marek nauczył się od niego gry „w kulki” i tak przygotowany wyszedł do nas na lwią część swojego prezentu za resoraki, naklejki, finkę i dwa flakony po perfumach i tylko ja zostałem bez kulek. Wtedy, w naszym domu, był trudny okres – mój wujek brał udział w protestach Grudnia 70’, przez co ojciec i matka systematycznie pozbawiani byli premii. Dopiero wychodziliśmy na prostą przez co nie miałem wielu rzeczy na wymianę. Tak naprawdę, gdy teraz o tym myślę, nie miałem niczego co mogłoby wtedy zainteresować moich kolegów. Pamiętam z jaką wściekłością przyjąłem ich odmowę podzielenia się ze mną kulkami. Krzyczałem na nich, wypominałem te wszystkie razy, gdy ja się z nimi dzieliłem, odwoływałem się do ich lojalności i współczucia. Nic nie pomagało i jak niepyszny wróciłem do domu parę minut po wyjściu młodego Kowalesiuka. Wiecie? Wtedy byłem pewien, że gdybym miał kulkę „na rozdanie” i „zbijacza”, ograłbym ich wszystkich. Po prostu wiedziałem, że mając dwie szklane kulki, w ciągu jednego dnia zdobędę je wszystkie. Niemal słyszałem ich prośby o podzielenie się skarbem, którego do niedawna sami mi bronili… To było to samo uczucie, które pojawia się zawsze gdy człowiek ma świadomość, że wielka okazja przechodzi mu koło nosa. Parszywa sprawa, wiecie o tym, prawda? Każdy choć raz w życiu odczuł coś takiego. Tamtego dnia, do tej pory pamiętam, że to było 17 czerwca, przez dwie godziny siedziałem obrażony na cały świat we wspólnym pokoju, moim i mojej pięcioletniej wtedy siostry, Marty. Mruczałem tylko pod nosem, że „jeszcze mnie popamiętają” i co jakiś czas rzucałem nienawistne spojrzenia na okno wychodzące na sobie na to pozwolić, bo rodzice wyszli z Martą do parku na spacer. Miesiąc wcześniej, z wielkimi oporami, dali mi moje pierwsze w życiu, własne klucze i mogłem wracać do domu kiedy tylko chciałem. Gdy tak złorzeczyłem i wyzłośliwiałem się w pustym mieszkaniu, w oko wpadła mi lalka siostry, Dorotka. Dostała ją od naszego dziadka dwa lata wcześniej. Pamiętam, że mówił wtedy, że kupił lalkę od „chyba ostatniego” cygańskiego taboru. PRL odebrał im prawo do tułaczki i zmusił do wegetacji w najgorszych poniemieckich ruderach („ach, ta cudna akcja produktywizacyjna!” – zachwycał się swego czasu kolega mojego taty, zapatrzony w system komunistyczny i historię jego „sukcesów”). Ci Cyganie, u których dziadek robił zakupy, mieli być ostatnimi wolnymi. Wtedy, gdy dawał jej lalkę, widziałem go po raz ostatni, dziś wiem, że umarł na zawał tydzień później. Lalka była szmaciana, ubrana w sukienkę z zasłony, ale głowę miała porcelanową, z osadzonymi w jakiś dziwny sposób oczami, będącymi wyraźnie osobną całością. Z jednego oka zaczynała złuszczać się farba, to właśnie ten drobiazg zwrócił wtedy moją uwagę. Przysięgam, że do dziś nie wiem jak to było zrobione, że dwie szklane kulki, pomalowane tylko na biało, z dorysowaną tęczówką i źrenicą trzymały się w środku porcelanowego, zbyt luźnego oczodołu. Po prostu tam były. Sam nie wiem, z bezrozumnej chęci wyładowania się, czy z dziecięcej ciekawości, podważyłem jej oczy nożem do masła z kuchni, wiecie, takim tępym nożykiem, który zawsze leży w zasięgu rąk dziecka, bo przecież nie da się nim zrobić sobie żadnej krzywdy. Operacja przebiegła czysto i szybko, a złuszczająca się jeszcze bardziej, zapewne pod wpływem moich operacji z nożem, farba odsłoniła dla mnie cudowną prawdę. Oto oboje oczu Dorotki okazały się szklanymi, czerwonymi kulkami! Możecie sobie wyobrazić szczęście siedmioletniego chłopca, gdy trafiła mu się taka gratka? Resztę dnia spędziłem na dworze ogrywając z kulek moich, wtedy już byłych jak się okazało, kolegów. Ani przez myśl mi nie przeszło, że mogłem zrobić coś w domu, gdy usłyszałem płacz siostry, zrozumiałem, że popsułem jej ukochaną zabawkę. Mała nie potrafiła pogodzić się z faktem, że „ktoś zrobił bubu lali!” i darła się wniebogłosy. Rzecz jasna nie przyznałem się do zniszczenia zabawki, nie chciałem oberwać ojcowskim założyli, że lalka spadła z łóżka i to wstrząs odebrał jej oczy, a ślepy los pchnął je pod jakiś mebel. Mnie się upiekło, a Marta przestała płakać dopiero po 22:00. Tej samej nocy umarła. To ja rano znalazłem jej ciało rozciągnięte wzdłuż progu naszego że dzieci mogą umrzeć, prawda?Niemowlaki potrafią zadławić się własnym językiem, trochę starsze dzieci umierają czasem od zbyt gwałtownego rośnięcia zębów, a moja siostra umarła od uderzenia w głowę. Tak powiedział lekarz, który rano pojawił się w naszym domu. Pamiętam, że dziwił się jeszcze, bo urazy jakich doznała Marta, wskazywały na to, że upadła głową w dół, jakby ktoś podniósł ją za nóżkę i po prostu upuścił. No, ale z dziećmi nigdy nic nie wiadomo. Mała chciała zapewne sięgnąć po coś, stanęła na krawędzi łóżka i upadła skręcając sobie kark. Wszystko musiało odbyć się w ciszy, bo ani ja, ani rodzice się nie obudziliśmy, chociaż głos płaczącego dziecka w blokach niesie się czasami przez dwie - trzy klatki i po kilka pięter. Jeszcze tego samego dnia, gdy już zabrali jej ciało, mój ojciec wyniósł na śmietnik wszystkie jej rzeczy i zabawki, nie wyłączając łóżka, z którego upadek ją zabił. Tata był prostym robotnikiem, tak radził sobie ze stratą – udawał, że ten kogo stracił nigdy nie istniał, a mama się na to godziła. Ten los nie ominął i bezokiej Dorotki. Została spakowana w karton z ubraniami i kilkoma innymi szmaciankami i przygotowana do wyniesienia. Gdy nikt nie patrzył, do tego samego kartonu wrzuciłem kulki które wyrwałem z jej oczodołów. Nie wiem czemu to zrobiłem, być może to był mój sposób na pożegnanie? A może chciałem tym gestem przeprosić siostrę? Naprawdę, dziś nie umiem powiedzieć o co mi wtedy chodziło. Tego samego dnia patrzyłem jak śmieciarka wywiozła wszystkie pamiątki po Martusi. Dorotka wróciła rok później. Gdy przyszedłem do domu ze szkoły, znalazłem ją pod drzwiami naszej klatki schodowej. Tak po prostu leżała sobie twarzą w dół. Bałem się jej, była niemym wspomnieniem śmierci mojej siostry, ale jakoś się przemogłem i podniosłem ją. Oboje oczu, choć już niepomalowanych żadną farbą, miała na swoich miejscach. Tak jak poprzednio, między oczodołami a szkłem je tworzącym była spora szpara i nie mam bladego pojęcia, jak one trzymały się w środku. Pamiętam, że chciałem ich dotknąć, sprawdzić, czy poczuję pod palcami zimne szkło, czy może raczej ciepło żywej istoty…Zaszokowany własnymi myślami upuściłem ją. Zastanawiałem się wtedy, czy takie pomysły, że lalka może żyć, były efektem ciągłych kłótni rodziców i tego, że mama płakała nocami. Byłem jednak za młody, by roztrząsać takie sprawy, kopnąłem więc Dorotkę jak najdalej od drzwi i wbiegłem do domu marząc o tym, by o niej ranem znalazłem mieszkałem w pokoju który wcześniej zajmowaliśmy z siostrą, choć rodzice przenieśli się do tego bliżej drzwi wejściowych i mojej sypialni, chyba chcieli mieć mnie „na oku”. Tak jak za życia Marty, co wieczór drzwi zamykał ojciec. Tak jak kiedyś, co rano sam je otwierałem, żeby biec obudzić rodziców. Wtedy, tamtego dnia, nie pobiegłem. Drogę do pokoju rodziców tarasowały białe jak śnieg zwłoki kobiety, która osiem lat wcześniej mnie urodziła. Jej zwłoki i olbrzymia, to pamiętam aż za dobrze, kałuża krwi w kształcie umiem dziś powiedzieć czy to ten widok odebrał mi zdolność ruchu, czy raczej była to para szklanych, czerwonych kulek patrzących na mnie z porcelanowej twarzy lalki, opartej o ścianę przy drzwiach do pokoju rodziców w taki sposób, że wyglądała jakby tam i gapiłem się w te cholerne kulki (znam lepsze słowo na ich opisanie, ale nie chcę, by moja historia zniknęła z sieci) i myślałem tylko o jednym, żeby ojciec nie obudził się tego dnia sam. Nie chciałem by zobaczył Dorotkę. W końcu przełamałem blokadę, która odcięła mój umysł od ciała. Przeskoczyłem w węższym miejscu nad kałużą krwi (nie wyobrażacie sobie nawet, jak pachnie taka ilość posoki naraz - źle zrobiłem, że w czasie skoku nabrałem nosem powietrza do płuc, do dziś czuję, jakbym miał je całe pokryte rdzą, gdy o tym myślę), chwyciłem lalkę za blond włosy i niewiele myśląc wparowałem do kuchni. Było lato, okno było otwarte, a tuż za nim było wejście do zsypu na śmieci, którym wynoszono pełne kubły. Wiecznie był tam bajzel i nikt nie zdziwiłby się, gdyby pojawiło się tam jeszcze więcej klamotów (dla niektórych wynoszenie śmieci AŻ do klapy zsypu, będącego AŻ na klatce schodowej było zbyt trudne i skracali sobie ten nieprzyjemny obowiązek wrzucając pełne worki z okien), dlatego nie namyślałem się upiorną, ale zaskakująco czystą jak na rok „nieobecności w domu” szmaciankę i słuchałem, jak gruchnęła na kartony trzy piętra niżej. Dopiero potem pobiegłem obudzić i pogotowie stwierdzili jednogłośnie – samobójstwo z powodu utraty córki. Wbrew temu, co się teraz mówi, w PRL-u też żyli ludzie. W ciągu jednego dnia ojciec dostał pozwolenie na przeprowadzkę i transport na drugi koniec kraju, do swojego brata. Wyprowadziliśmy się z zaledwie czterema walizkami ubrań. Nigdy nie wróciliśmy po nasze meble czy resztę rzeczy. Ojciec wolał udawać, że tamtego życia nigdy nie miałem tylko nadzieję, że Dorotka została w tamtym mieszkaniu. Płonne były te moje nadzieje. W 1984, wracając ze szkoły z Anią, znów ją zobaczyłem. Leżała na ulicy, obok kartonowych pudeł udających na tamtej ulicy kosze na śmieci, a tuż obok jej gałgankowej nóżki leżał gołąb z odgryzioną głową. Dziś myślę, że krew tego ptaka nie chciała jej dotknąć. Zupełnie jakby wszystko co związane z życiem odrzucało samą możliwość kontaktu z tym cholerstwem. Podobnie reagują ludzie widząc kaleki z widocznymi ułomnościami, ze świecą w ręku szukać kogoś, kto ośmieli się dotknąć kikuta, nawet przez ubranie. „To takie nienaturalne” – pomyśli każdy, kto znajdzie się w tak paskudnej sytuacji, prawda?Zresztą nieważne, to nie zmienia prostego faktu, ze ona tam leżała. Leżała na cholernym chodniku, na drugim końcu kraju, gdzie nie miała prawa być, bo przecież została w mieście, w którym pochowaliśmy mamę i Martę. Jak więc było to możliwe? To nie było możliwe, ale działo się na moich wtedy moja sympatia, pierwsza i zapewne ostatnia, nie mogła nie zauważyć, że zmartwiałem na środku chodnika. Z tego co mi potem mówiła, bo mój mózg zignorował najwyraźniej jej słowa, zażartowała wtedy, czy aby nie wdepnąłem w psią kupę. Dobry Boże, jak ja chciałbym, żeby tak właśnie było, żeby te cholerne czerwone kulki nie patrzyły na mnie i żeby to wszystko było tylko moim chorym wymysłem! Niestety, było w jej domu, wyjaśniłem jej wszystko. Opowiedziałem o tym jak umarła moja matka i siostra, przyznałem się też, jej pierwszej, że to ja zepsułem Dorotkę. Nie powiedziałem jej tylko jednego, że naprawdę wierzę, że ta lalka mnie prześladuje. Nie powiedziałem jej tego, ale i tak się mi wtedy całusa, takiego słodkiego, koleżeńskiego całusa w policzek, jaki dziewczyny w podstawówkach dają kujonom, którzy wyznają im cichcem miłość. Widywałem takie sceny, bo mieszkaliśmy wtedy bardzo blisko podstawówki imienia Janka Krasickiego. Powiedziała, że to we mnie właśnie kocha, to, że zawsze będę dzieckiem. To był pierwszy i jedyny raz gdy wyznała mi miłość. Zrobiła to, jak mi się wydaje, żeby podnieść mnie na duchu, żebym nie czuł się tak parszywie. Tak o tym myślałem, gdy wychodziłem z jej bramy i szedłem w stronę swojego bloku; mieszkałem niecałe trzydzieści metrów dalej, w innym dnia Dorotka leżała pod schodami prowadzącymi do klatki, w której mieszkała Ania. Widziałem ją, słońce odbijało się od szkła zastępującego jej oczy. Widziałem ją, ale nic nie zrobiłem, nie chciałem nic robić. Zbyt paraliżował mnie strach i wstyd, bo tylko to trwało we mnie, gdy patrzyłem na tę przeklętą porcelanową głowę z blond kłakami. Następnego dnia Ania już nie żyła. Samobójstwo, skok z okna. Tak po prostu, jakby to była codzienność. Milicja rzecz jasna mnie przesłuchała, ale chyba nie wpadli na to, by powiązać trzy tajemnicze zgony z moją osobą, zwłaszcza, że w normalnych okolicznościach nic by ich nie widziałem jej ciało. Widziałem je, bo je znalazłem – znów. Wstałem wcześniej, tuż przed świtem, bo chciałem sprawdzić co u Ani, upewnić się, że moje tchórzostwo niczego nie tuż pod swoim własnym oknem, choć dzieliło ją od niego dziewięć pięter. Wokół głowy miała aureolę z krwi i czegoś szarego, co z trudem zidentyfikowałem jako mózg – musiał wypłynąć przez uszy i nos, bo nadal widać było zasychające strużki. Wszystkie szwy jej luźniej, różowej piżamy pękły, a dookoła jej sylwetki powstał odrys z wyciekłej jakąś tajemniczą drogą gdy ją zabierali, słyszałem komentarz jednego z ratowników medycznych, brzmiał obrzydliwie, ale i w jakiś sposób perwersyjnie zabawnie. Powiedział coś w stylu „Trochę jak żelka, nic twardego w środku chyba nie zostało”. Nieomal się wtedy zaśmiałem. Gdy następnego dnia lalka pojawiła się pod moją bramą, wszystkie swoje oszczędności i trochę ubrań i jeszcze tego samego dnia wsiadłem w pociąg, nie wiedząc nawet gdzie jedzie. Chciałem po prostu uciec, jak najdalej od tego koszmaru o czerwonych nie szukał mnie. Chyba zastosował „swoją” metodę radzenia sobie z żalem po stracie, zaczął udawać, że nie istniałem. Trzy lata temu słyszałem, że że odpuszczę sobie opisywanie wszystkich moich przeżyć na przestrzeni lat. Jest tego zbyt wiele, a ja nie mam już za dużo czasu – ledwo do zmroku. Skrócę więc, najbardziej jak potrafię, tak, by nie pozbawić tej historii sensu. Przez kolejne lata przeprowadziłem szereg… można powiedzieć eksperymentów, o tym jednak potem. Moja, jak nazywają to ludzie mnie znający, obsesja na punkcie zabawek pozwoliła mi zgromadzić całkiem pokaźną wiedzę na ich temat. Dzięki temu dostałem moją pierwszą pracę, przy linii produkcyjnej klocków drewnianych, a potem było coraz lepiej. Stałem się „specem od pomysłów” na kolejne modele i formy zabawek dla „małych ludzi” jak mawiał nasz dyrektor w już „wolnej” Polsce. Moja renoma pozwala mi na wiele, przede wszystkim na ukrycie faktu, że nie mam żadnego konkretnego wykształcenia. Pozwala mi to też na przebieranie w ofertach pracy i kolejne przeprowadzki. Udało mi się ustalić, że o ile nie jest tuż obok mnie, o ile nie widzę jej pod moim domem, Dorotka przemieszcza się średnio trzydzieści metrów na dzień. Tyle przynajmniej wynika z moich wyliczeń, ale ja nigdy nie byłem dobry z rachunków (między moim „starym” i „nowym” domem było w zaokrągleniu 109 km i 590 m, przebycie tej odległości zajęło jej 10 lat). Wiem też, że zabija tylko w nocy, pierwszą osobę jaką znajdzie w mieszkaniu, w którym akurat mieszkam. Ten fakt jest niezaprzeczalny, sprawdziłem to na dziesięciu z górką bezdomnych, których śmierć kupowała mi dzień potrzebny na spakowanie najważniejszych rzeczy i przeprowadzkę. Wiecie, przez te wszystkie lata stałem się tyloma osobami… Poważanym specjalistą od projektowania zabawek, zaszczutym uciekinierem, zaprawionym „sprzątaczem” ciał… I wszystko to przez jeden błąd, jedną lalkę. Zabawne? Tak, mnie też to nie bawi. Wracając jednak do sprawy Dorotki – nie ograniczyłem się tylko do sprawdzania prędkości jej przemieszczania się i sposobu działania. To byłoby głupstwo z mojej strony, trochę tak, jakbym badał temperaturę pożaru szalejącego dookoła mnie i nie myślał nawet nad szukaniem drogi wszystkim starałem się dotrzeć do informacji o tym kto to draństwo stworzył i po co. Jedyne, czego się dowiedziałem, to że tego typu porcelanowe głowy były produkowane w Austro-Węgrach, w ostatnich latach istnienia tego państwa. Były częściami zabawek produkowanych ręcznie dla bogaczy i szlachty. Zapewne przodkowie Cyganów, u których Dorotkę kupił mój dziadek, wygrzebali głowę lalki w jakimś śmietniku, bowiem cała reszta lalki była produkcji „czysto ludowej”, jak to określił mój znajomy z Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. W praktyce znaczyło to tyle, że ktoś do gotowej głowy dorobił ciało z gałganów i ubrał w sukienkę, także swojej produkcji. Co ważne dla mnie, oczy też musiały być produkcji chałupniczej, bo w oryginalnej głowie osadzane były nie szklane, ale drewniane, wykonywane na wymiar i malowane gałki. Drugą rzeczą jakiej dowiedziałem się o moim przekleństwie był fakt, że ścigał i zabijał każdego komu o nim powiedziałem. Działa przy tym identycznie jak w moim przypadku, najpierw „idzie” do tego kogoś z określoną prędkością, pojawia się pewnego dnia pod drzwiami bramy, w której ten ktoś mieszka, a w nocy zabija pierwszą osobę jaką znajdzie w tym mieszkaniu. Jeśli nie trafi za pierwszym razem, będzie zabijać do chwili, aż znajdzie tego po kogo przyszła i ruszy znów po mnie, lub kolejną ofiarę znającą prawdę. W każdym razie, na tego, kto będzie bliżej niej w chwili śmierci kolejnej ofiary. Zabija różnie. Czasem jest to wypadek, czasem wygląda na samobójstwo, dwa razy policja znalazła ślady walki i uznała, że ma do czynienia z pozwala też wyjechać z kraju. Próbowałem wielokrotnie, samochody psują się i są kradzione, w samolotach do których usiłuję wsiąść ogłaszane są alarmy bombowe, mój paszport jest cofany lub uznawany za fałszywkę… Nie próbowałem jeszcze tylko podróży statkiem, ale to bardziej z powodu (podświadomej raczej) pewności, że i to zawiedzie. I teraz dowiecie się najważniejszego – tego co chcę wam powiedzieć od początku tego wywodu, od wczoraj wiem, że zabija również tych, którzy dowiedzą się o niej przez Internet. Jednak tu nie działa, sam nie wiem czemu, „prawo wyboru kolejnej ofiary” – jak nazwałem fakt, że rusza na każdą kolejną ofiarę z chwilą zabicia poprzedniej. Gdy dowiadujesz się o niej z sieci, tak jak teraz, w jakiś niewytłumaczalny sposób idzie wprost na Ciebie, Ciebie i każdego innego, kto wie o niej z sieci na raz. Tak, owszem. Zrobiłem Ci to. Zrobiłem to wam wszystkim, którzy dobrnęliście do tego zdania. Dziś jest na końcu ulicy Bocznej we Wrocławiu, pamiętajcie, że porusza się zawsze w linii prostej i ze stałą prędkością! Widzicie? Mówiłem, teraz jesteśmy sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie, poluje na nas. Niedługo się ściemni, a to mój ostatni dzień w tym mieszkaniu. Dziś widziałem ją pod drzwiami klatki schodowej, a nie udało mi się znaleźć żadnego bezdomnego, chętnego na nocleg przy moich drzwiach. Powodzenia i życzcie mi tego samego, teraz jedziemy na tym samym wózku. Cieszę się, że jesteście ze mną, miło mieć towarzystwo.
W grze Red Ball Forever znajdziesz się w lesie i poznasz czerwoną piłkę, która podróżuje po świecie. Nasza postać słyszała, że w tym lesie są magiczne gwiazdy i postanowiła je zebrać. Pomożesz mu w tym. Piłka przetoczy się po leśnej ścieżce, stopniowo podnosząc prędkość. Dość często natrafi na różne rozmiary zanurzeń w ziemi, a kolce o różnych długościach mogą wystawać z powierzchni. Zbliżając się do nich, musisz kliknąć na ekranie. Wtedy twoja postać wykona skok, a przeskakiwanie przez te niebezpieczne obszary będzie kontynuowane. Kiedy trafisz w gwiazdy, musisz je zebrać.
Ciepłe dni wiążą się nie tylko z dłuższymi spacerami, ale i znajdowanymi na psie kleszczami. Kleszcz u psa nie powinien być bagatelizowany. Te małe pajęczaki są niebezpieczne i mogą powodować wiele chorób u psów i ludzi. Jak ochronić psa przed kleszczami? Kiedy możliwa jest choroba odkleszczowa i co robić, gdy znajdziemy kleszcza u psa? Podpowiadamy, jak usunąć pasożyta, co robić z miejscem po ukąszeniu i kiedy pogryziony pies potrzebuje pomocy lekarza szukasz więcej porad i informacji, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o kleszczach. Kleszcz u psa - ABC wiedzy o kleszczu Jak wyglądają kleszcze i jak znaleźć je na psie? Kleszcze to pajęczaki, które dzieli się na 3 rodziny biologiczne: Rodzina Ixodidae (powszechnie znana jako „twarde” kleszcze) zawiera ponad 650 gatunków. Nuttalliellidaerodzina Argasidae („miękkie” kleszcze), zawiera około 185 gatunków. Stadia rozwojowe kleszcza to: jajo larwa nimfa osobnik dorosły Cały cykl trwa zwykle około 2-3 lat. Kleszcz u psa może być larwą, nimfą lub osobnikiem dorosłym. Zwykle jednak wcześniejsze stadia rozwojowe żerują na mniejszych ssakach jak np. mysz polna. Zdjęcie kleszcza przedstawia jego głowę, cztery pary odnóży i odwłok. Przednie pary odnóży wyposażone są w szczypce umożliwiające wczepienie się w skórę żywiciela. Na kleszczu znajduje się także jego odbyt, otwór płciowy oraz tarczkę (u kleszczy twardych). Zachowanie związane ze ssaniem krwi różni się w zależności od gatunku. Ogólnie ujmując wiedzę o kleszczu, trzeba wiedzieć, że ma on wyspecjalizowany aparat żądlący. Pasożyt wcina się w skórę przy pomocy narządu działającego na zasadzie nożyczek. "Żądło" kleszcza ma niewielkie kolce, dzięki, którym utrzymuje się on mocno w skórze zwierzęcia. Twarde kleszcze spędzają jednak 90% swojego życia poza żywicielem i mogą przetrwać od kilku miesięcy do kilku lat bez jedzenia, jeśli pozwalają na to warunki otoczenia. Pies może złapać kleszcza w lesie, na łące, w parku i ogródku. W przypadku kleszcza nie mówimy o ukąszeniu jak w przypadku np. żmij. Kleszcze żądlą, choć potocznie mówi się także o kłuciu, ukąszeniu lub ugryzieniu. Ugryzienie kleszcza jest bezbolesne dzięki substancjom zawartym w jego ślinie. Środek znieczulający maskuje zatem ugryzienie, choć żądło kleszcza jest grubsze niż np. komara. Pies nie daje tym samym żadnego sygnału związanego z tym, że został ugryziony. Usuwanie kleszcza - co robić krok po kroku? Znalezienie kleszcza w sierści bywa trudne. Warto jednak po każdym spacerze oglądać psa, w najbardziej zagrożonych obszarach. Najczęstsze miejsce wkłucia kleszcza na psie to okolice głowy. Oprócz tego preferują także szyję, okolicę łonową, okolicę odbytu oraz uszy. Oceniając wygląd kleszcza, można oszacować czas jego żerowania. Jeśli kleszcz jest płaski to przebywa na zwierzęciu dopiero od kilku godzin. Te zaokrąglone tymczasem ssały krew od kilkudziesięciu godzin. W skrajnych przypadkach kleszcze potrafią żerować na psie nawet dwa tygodnie. Trzeba pamiętać, że im szybciej pasożyt zostanie usunięty, tym mniejsze jest ryzyko przeniesienia chorób. Chcąc usunąć kleszcze, nie należy stosować tłuszczy, lakieru do paznokci, zapałek ani wyduszania. Konieczne jest usunięcie go żywego. Dobrze zaopatrzyć się w specjalne pęsety na kleszcze. Tak zwane kleszczołapki zbudowane są z uchwytu i ząbków. Ząbki wsuwa się między skórę, a kleszcza. Kleszczołapki należy delikatnie unieść i obrócić kilka razy wykręcając pasożyta. Całą procedurę przedstawiają zdjęcia oraz filmy producentów dostępne w sieci. Miejsce po ukąszeniu należy umyć wodą z mydłem i zdezynfekować. W tym celu użyć można wody utlenionej, preparatów typu Octenisept lub jodyny. Środki ochrony przed kleszczami - dla Twojego psa W przypadku psa, który ugryziony został przez kilkanaście lub kilkadziesiąt kleszczy, trzeba niezwłocznie odwiedzić lekarza weterynarii w celu ich usunięcia. Takie ciężkie inwazje powodują bowiem poważnie uszkodzenia skóry i zwiększają ryzyko niedokrwistości, paraliżu i innych powikłań. Lekarz weterynarii zapewni psu profesjonalną pomoc i wykona niezbędne badania. Rany powstałe po obecności kleszcza mogą być przyczyną infekcji bakteryjnych. Niektórzy lekarze weterynarii smarują miejsca użądlenia kleszcza maściami z antybiotykiem. Bez względu na podjęte działania miejsce wkłucia kleszcza może ulec np. obrzękowi. Kolor skóry w tym miejscu może być lekko czerwony. Sprawdź także ten artykuł o tabletkach na kleszcze u psa. Niebezpieczne skutki złapania kleszcza - choroby odkleszczowe Kleszcz u psa - objawy chorób odkleszczowych Po zauważeniu niepokojących objawów u czworonoga należy udać się do lekarza weterynarii. Pierwsze oznaki chorób odkleszczowych bywają nietypowe, dlatego w wywiadzie należy zawsze wspomnieć o tym, że pies miał kleszcze. W czasie konsultacji nakieruje to lekarza weterynarii, który może zaproponować szybkie testy na choroby odkleszczowe lub wykonanie rozmazu krwi. Zmiany chorobowe pojawiają się u psów, u których kleszcz żerował odpowiednio długo, by przenieść patogeny. Choroba rozwija się nawet po stosunkowo długim czasie od znalezienia kleszcza na jego ciele. Babeszjoza to pasożytnicza choroba zagrażająca życiu czworonoga. Podczas jej przebiegu może dochodzić do uszkodzenia narządów takich jak: nerki, wątroba oraz trzustka. Babeszjoza wiąże się z wystąpieniem uogólnionej reakcji zapalnej oraz niewydolności wielonarządowej. Choroba diagnozowana jest na podstawie wywiadu, badania klinicznego oraz badań krwi. Zdjęcie mikroskopowe preparatu z krwi psa z babeszjozą pokazuje czerwone krwinki zajęte przez pierwotniaka Babesia canis. Objawy babeszjozy: gorączka,spadek apetytu, apatia, zaburzenia żołądkowo-jelitowe, żółtaczka, wzrost tętna i oddechów. Kolejną poważną chorobą odkleszczową jest borelioza. Jej rozpoznanie opiera się wywiadzie i prezentowanych objawach. O boreliozie świadczyć może niedawna kulawizna, gorączka i narażenie na kleszcze. Standardowe badania krwi służą w tym przypadku raczej wykluczeniu innych przyczyn choroby, a przeciwciała przeciw bakteriom wywołującym boreliozę często można wykryć dopiero po 4–6 tygodniach od początkowej infekcji. Czy kleszcz u psa jest niebezpieczny oraz porady, jak pozbyć się kleszczy u psa Objawy boreliozy: gorączka,przejściowa kulawizna, u niektórych psów zaobserwować można czerwony kolor skóry w okolicy, w której został pogryziony,obrzęki stawów, obrzęk tkanki podskórnej,zaburzenia neurologiczne. Objawy w obu przypadkach są niespecyficzne i występują w bardzo wielu innych jednostkach chorobowych. Ugryzienie kleszcza zawsze powinno być zgłaszane lekarzowi weterynarii! Leczenie psa Leczenie babeszjozy polega na eliminacji pasożyta z organizmu oraz podawaniu środków poprawiających stan czworonoga. Pies otrzymywać może leki przeciwzapalne, antybiotyki, witaminy oraz płyny. Leczenie boreliozy opiera się na zastosowaniu antybiotykoterapii. Leczenie trwa około 4 tygodni, choć niektóre zwierzęta wymagają dłuższego stosowania leków. Ta forma terapii uzupełniona powinna być o leczenie objawowe i wspomagania pracy narządów takich jak nerki, serce lub układ nerwowy. Niestety, część psów odczuwa przewlekły ból stawów przez całe życie z powodu uszkodzeń spowodowanych przez bakterie. Pogryziony pies, u którego nie zdiagnozowano chorób odkleszczowych, może otrzymać maść do stosowania w miejscu wkłucia kleszcza, gdy wystąpiło podrażnienie skóry. Zawierać może ona antybiotyk, substancje przeciwzapalne i przeciwgrzybicze. Leczona bywa nimi także miejscowa grzybica u psa. Tabletki na kleszcze i inne preparaty profilaktyczne W czasie aktywności kleszczy, czyli obecnie mniej więcej od lutego do października pies powinien być chroniony za pomocą środków odstraszających i bójczych. Opiekun ma do wyboru: obroże - nie może być ona stosowana u szczeniaka poniżej 7 tygodnia życia. Pies noszący obroże powinien ją nosić przez cały czas. wylewki na kark (spot-on) - zawartymi w nich substancjami zwalczany jest także nużeniec u psa. tabletki opryski sprayem - preparat na bazie fipronilu można stosować już u kilkudniowego szczeniaka. odstraszacze Cennik szczepień psa przedstawia się odmiennie w różnych regionach, ale szczepienie przeciwko boreliozie kosztuje około 70 złotych. Preparat podaje się psom powyżej 12 tygodnia życia. Zwierzę szczepione po raz pierwszy powinno otrzymać szczepionkę dwukrotnie w odstępie 14-21 dni. Ze względu na powszechność kleszczy w różnych środowiskach zabezpieczać należy zarówno psa myśliwskiego, jak i miejskiego yorka. Zagrożenie jest bowiem bardzo realne, a każdy pies, który miał kleszcza może po jego ugryzieniu zachorować na niebezpieczne odkleszczowe choroby. Nużeniec u psa wywołuję nużycę, która często mija samoistnie. Kleszcz też często znika niezauważony. Niestety, skutki tej chwilowej obecności niewielkiego kleszcza w sierści czworonoga bywają tragiczne. Lepiej pamiętać o profilaktyce! Tabletki na kleszcze lub wylewki na kark mogą uratować życie psa. Czy ten artykuł był dla Ciebie pomocny? Dla 92,9% czytelników artykuł okazał się być pomocny
czerwone kuleczki w lesie